W Rzymie w sumie spędziliśmy 4 dni, 2 następne w Fecene nad morzem, po to by odpocząć i zregenerować siły. Lekcja dla mnie jest prosta: nie ma rzeczy niemożliwych! Jeszcze rok temu nie przyszłoby mi do głowy, by zaplanować wyjazd zagraniczny i zabrać tam całą rodzinę :) Uważałam przecież, że z autyzmem tego się nie da zrobić. Miała wrażenie, że autyzm odbiera nam tak wiele, niszczy przez to od środka naszą rodzinę, bo nie pozwala się jej rozwijać, mieć własnych pasji. Okazało się, że można, a wręcz trzeba! Trzeba i można podróżować z dzieckiem z autyzmem, można zwiedzać, chodzić do restauracji. Jest to coś, co przez 10 lat było mi obce, a teraz obudziło we mnie takie marzenia, że aż się boję o nich pisać! Plany następnego wyjazdu już się tworzą, a moje serce wie, że mogę wszystko. Mogę zrobić wszytko o czym pomyślę, o czym zamarzę! I nikt mi tego nie musi dawać w formie gwiazdki z nieba, bo ja to sama sobie narysuję, a potem wytnę! Wiecie co to jest? Szczęście!
Jestem wdzięczna za możliwość podróżowania, poznawania nowego, sprawdzania siebie samej w nowej roli!
Trochę zdjęć z wyjazdu :)
P.S. Zobaczcie, jaki Filip jest szczęśliwy.
P.S.2. Na zdjęciach przedstawiam: Męża Marcina, Filipa i Stasia ( wg wzrostu)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz