Zakochana w rozwoju osobistym

Zakochana w rozwoju osobistym

środa, 16 grudnia 2015

Jak pokonać strach?

Szukam odpowiedzi na to pytanie, bo im bardziej jestem pewna, że robię dobrze, tym większy strach narasta we mnie i powoduje, że w mojej głowie powstaje pytanie: "Czy aby na pewno?" Skąd ten strach? To wiem  w 100%: z poprzednich doświadczeń! Wiem, wiem. Wszystkie doświadczenia pojawiają się na naszej drodze po to, by nas wzmocnić, by wyciągnąć z nich lekcję. W innym razie nie miałyby sensu. I ja to wszystko wiem, lekcje wyciągam, nawet z najbardziej bolesnych doświadczeń, ale...
Do "ale" wrócę za chwilę, teraz chcę napisać o najtrudniejszym doświadczeniu z jakim przyszło mi się zmierzyć. Mój syn. Urodził się ponad 13 lat temu, a od ok. 11 ma autyzm. To doświadczenie, które trwa i wciąż ewaluuje, bo mimo, że znamy się tak długo, to wciąż mierzę się z tym ciężkim zadaniem. Czasem mam wrażenie, że wyciąganie pozytywów to coś, co mnie trzyma na powierzchni. Sytuacja na gorąco: pisze ten tekst i w głowie mam całkiem coś innego, a syn staje jedną nogą na oparciu fotela, a drugą na brzegu okrągłego stolika. Jedno i drugie bardzo niestabilne. I tu syn ćwiczy moją siłę psychiczną, bo wiem, jak łatwo z tego spaść (miałam taką okazję wieszając nie tak dawno firanki). Jeżeli się odezwę i powiem cokolwiek na temat niebezpieczeństwa, zaraz będzie to najlepsza z możliwych zabaw, którą będę obdarowywana przez najbliższe dni. Najlepiej więc nie odezwać się w ogóle i zignorować. To wymaga nie lada siły i opanowania, bo z autyzmem nie jest lekko. Od dawna wiem o tzw. szóstym zmyśle. Nie musze nic mówić, nie muszę nic robić, a on wie, że mnie to denerwuje, dlatego w trakcie tych kilku minut akrobacje fotelowo-stolikowe się nasilają! Sprawdza mnie i moją wytrzymałość. Dobrze, że mam co robić, to może tym razem wyjdzie na poje :D
Ale jak to mówi moja koleżanka: "do brzegu!" Autyzm jako najtrudniejsze doświadczenie, które zarazem dało mi tak dużo! Jak przypomnę sobie siebie sprzed lat, to przepaść jest ogromna. Skromna, nieśmiała dziewczyna z byłych PGRów, nie mająca własnego zdania w żadnym temacie, której najważniejszym celem było wyjść za mąż i urodzić dzieci. Tak! Chciałam być kurą domową i to było moje największe marzenie! Dzisiaj: marzeń tak wiele, ze nie wiem które najważniejsze; jak mnie drzwiami wywalą, to oknem wejdę i załatwię co mam do załatwienia, a jak nie, to i prezydent mi nie straszny :) Rozwijam się, studiuję, marzę o własnej firmie. Ba! marzę o tym, by kiedyś być wielkim mówcą! Wiem, poleciałam teraz z tym marzeniem, ale dzisiaj wiem z całą pewnością, że od marzeń się zaczyna. Najpierw jest marzenie, a potem jego realizacja! Dowodów na to mam mnóstwo! Chociażby udział w "Życiu Bez Ograniczeń" o którym marzyłam i o które zawalczyłam!   Gdyby nie choroba syna to jestem przekonana, że nigdy nie wyszłabym z marzeń o kurze domowej! Snułabym nudne, nastawione na konsumpcjonizm życie. Może wyjeżdżalibyśmy 2x w roku na wakacje, bo przecież takie są standardy. Nasze życie jednak kręci się bardziej wokół terapii i zbierania na nie środków finansowych. Cóż... i tu pojawia się jeden z konfliktów wewnętrznych, z którymi się zmagam: czy to dobrze, że zaczęłam rozwijać się dzięki chorobie syna? Czy to dobrze, ze cieszę się z własnego rozwoju, skoro wynika od z choroby syna???? Ile w mojej głowie pojawia się takich pytań jak przychodzi kryzys... Jeszcze całkiem nie tak dawno wstydziłam się o tym mówić, teraz próbuję zmierzyć się z własnymi demonami, dlatego Wam o tym piszę.

Pojawiła się dla mnie fajna szansa na niezależność finansową. Do zarobienia dobre pieniądze, stały kontakt z ludźmi - coś, o czym marzę. I co się dzieje w mojej głowie? Pojawia się tak ogromny strach, że wręcz paraliżuje i sabotuje moje działania. Boję się nie tego, ze zaryzykuję, nie tego, ze nie wyjdzie, nie tego, że....    Boję się tego, że wszyscy ludzie, którzy we mnie nie wierzą znowu będą mieli satysfakcję. I jak na razie tego lęku nie umiem pokonać.

środa, 9 grudnia 2015

Siła podświadomości

W ostatnią sobotę dane mi było poczuć pozytywną stronę mojej podświadomości, a dokładnie to to, jak ważne jest pozytywne nastawienie do życia i tego co chcę w życiu osiągnąć. Kilka miesięcy temu dowiedziałam się o tym Panu: T.Harv Eker
Oczywiście szybko zakupiłam i przeczytałam książkę, częściowo wprowadzając ją w życie. Pisze częściowo, bo to trudny temat i wymaga dużego wysiłku :)
Dowiedziałam się też, że w Polsce są szkolenia UMYSŁ MILIONERA. Oczywiście chciałam na nim być, ale z oczywistych powodów nie mogłam. Fakt, w dzień kiedy się szkolenie zaczynało miałam mieć obronę na podyplomówce, ale wiadomo, kasa była decydująca :(
Marzyłam jednak o tym szkoleniu, bo widziałam u siebie całe mnóstwo niefajnych schematów na temat pieniędzy. Jednym z nich jest "pieniądze szczęścia nie dają". Nie dają? A marzenia o podróżowaniu? A marzenia o pomaganiu innym? A marzenia najbardziej bezpiecznym aucie dla mojej rodziny? A marzenia o najlepszej edukacji dla moich dzieci? A marzenia o zdrowym, ekologicznym odżywianiu? A w końcu marzenia o wielu możliwościach leczenia i terapii dla mojego syna?  Ile tych marzeń mogłabym jeszcze wymienić? Pewnie zaraz napisze ktoś, że to frazesy, jednak wiem, że mając dobrze poukładane w głowie pieniądze mogą spełniać marzenia, a tym samym uszczęśliwiać! Nie wszystko można kupić, wiem o tym, ale wiele można! Z jednej strony zdrowia się nie kupi, ale... może jednak w pewnych momentach i to zdrowie można kupić? Zrobić szybciej badania, spróbować leczenia, na które normalnie czeka się latami, a często się go zwyczajnie nie dożywa...
Można gdybać i gdybać, ale nie o tym ten post.

Wiedziałam już od jakiegoś czasu, że Łukasz Milewski organizuje duże szkolenie online. Czas sobie zarezerwowałam, uprzedziłam męża, że mimo, że to sobota to ja jestem niedostępna. Wiedziałam, że będą konkursy i będą nagrody. Wiedziałam, że wygram bilet na szkolenie UMYSŁ MILIONERA!!! Byłam o tym przekonana i żadna najmniejsza myśl nie zmąciła mojej pewności siebie! I otrzymałam! Rozdawano płyty, książki i bilety. Ja dostałam bilet! WOW!!! Takim oto sposobem w marcu spędzę cudowne chwile, które dostarczają głębokich procesów na szkoleniu!

Jedno mnie tylko zastanawia: jak to zrobić, zeby do wszystkich spraw podchodzić z taką pewnością, ze moaj podświadomość da mi wszystko, czego zapragnę?

poniedziałek, 7 grudnia 2015

Ciężkie początki....


...pisania bloga :) No cóż, miał mnie motywować, a wyszło jak zawsze. I jak tak sobie myślałam o tym "jak zawsze", to musiałam zadać sobie pytanie: czy chcę, żeby było jak zawsze? Czego oczekuję od samej siebie? Czego spodziewam się po samej sobie? Jak chciałabym, żeby wyglądała moja przyszłość? Co w przeszłości pomagało mi być bardziej obowiązkową? Ciężkie pytania, jak ktoś je zadaje,  a jak człowiek sam sobie je ma zadać? Kosmos! Zwlekałam z odpowiedziami i doszłam do wniosku, ze muszę to wszystko zapisać, żeby to wszystko uporządkować. Nie będę pisała swoich odpowiedzi, bo to ciężki kawałek autoterapii, ale warto czasem zmierzyć się z takimi pytaniami i samemu sobie szczerze odpowiedzieć. Polecam, daje to duży wgląd w siebie, pozwala na dostrzeżenie niefajnych schematów i daje możliwość naprawienia siebie :)

***

W ostatnią niedzielę wzięło mnie na słuchanie Grzegorza Turnaua



i taka mnie naszła refleksja słuchając jak śpiewał: "pamiętaj, na prawdę nie dzieje się nic i nie stanie się nic aż do końca". I tak sobie pomyślałam, że jak samemu nie zacznie się robić czegoś ze swoim życiem, to ten fragment może się stać przepowiednią naszego życia. Każdy z nas ma wybór! Trzeba tylko podjąć decyzję i zacząć działać!

Działajmy więc!!! 

Ja będę częściej pisać, a Was proszę  - czytajcie to i dajcie znać czy Wam się podoba!