Zakochana w rozwoju osobistym

Zakochana w rozwoju osobistym

poniedziałek, 28 listopada 2016

Porażka... dla początkujących

   Wczoraj poległam. Wróciłam do domu zbyt późno i z takim poziomem zmęczenia,  że od razu poszłam spać.  Dzisiaj, no  cóż, jestem zła na siebie, ale przerwanie codziennych wpisów nie spowoduje, że zamknę się w sobie. 

   Lubię wyzwania dlatego, że dużo mnie uczą. Może tym razem było za duże na moje możliwości, jednak nie będę teraz gdybać. Odpadłam,  bo...  W tym momencie zawsze zastanawiam się, czy analizować przyczyny zaistniałej sytuacji i dochodzę do wniosku, że zdecydowanie warto. Nie na zasadzie "Co by było gdyby...", ale z poziomu kilku ważnych pytań:

1.  Jakie moje działanie przyczyniło się do tego,  że wyzwanie nie zostało                          ukończone?
Nie będę wymyślać, że nie wiem o co chodzi, bo wiem doskonale: za późno pisałam posty! Do większości  z nich siadałam dopiero po godzinie 23, kiedy dzieci już spały, mąż nie marudził, a ja zdążyłam się zrelaksować w wannie z gorącą wodą. Ostatnie 3 dni były mega intensywne, wracałam do domu północy. W piątek post pisałam w... autobusie! Tak, wracając z opery.

2. Jak mogę przekuć porażkę na sukces?
Pomysłów w głowie mam już kilka, ale dzisiaj skoncentruję się na jednym, który spodobał mi się najbardziej. Podejmę nowe wyzwanie, ale nieco je zmodyfikuję. Nie dlatego, żeby sobie ułatwiać,  ale dlatego, żeby dostosować je do nowych warunków, w jakich przyjdzie mi je realizować.  W najbliższy czwartek rozpoczynam nowy etap w życiu, w związku z tym będę miała dużo mniej czasu niż dotychczas. Gdybym podjęła jeszcze raz takie samo wyzwanie, to myślę, że zakończyłabym je jeszcze szybciej, a wyjście z porażki nie byłoby takie łatwe. 

3. Jak długo czekać na podjęcie kolejnego  wyzwania?
Nie czekać! Całe nasze życie to pasmo wyzwań i potrzeb. Nikt nie daje nam taryfy ulgowej, nikt nie podejdzie i nie pogłaszcze po smutnej buzi, bo dzisiaj mi się nie udało.  Trzeba więc działać cały czas, podnosić się i z uniesioną głową iść dalej. Niech mózg ma możliwość przyzwyczajenia się do szybkiej reakcji na porażkę. 

Nie wiem, czy trafisz na takie rady w jakiejś książce o rozwoju. Być może tak, jednak te pytania stawiam sobie od jakiegoś czasu i zwyczajnie działają ☺

Masz jakieś sprawdzone przepisy na wyjście z porażki? Chętnie sprawdzę Twoje...



4 komentarze:

  1. Oj, ciężko z tymi sposobami. Dość łatwo się załamuję. Na swoim blogu nie pisałam przez dwa lata. Dopiero niedawno zaczęłam. Jak widzisz trudno mi było się pozbierać, a co mnie załamało. Głównie brak komentarzy i mała oglądalność. Wtedy pisałam artykuły i może dlatego. Teraz położyłam największy nacisk na fabułę, głównie opowiadania. Zapraszam do siebie i do komentarzy.
    http://pociecha2.blogspot.com/2016/12/niesmaczna-krew.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, zgadzam się, że brak komentarzy i wejść na bloga skutecznie podcina skrzydła. ☺Pozdrawiam

      Usuń
  2. A po cóż robić codzienne wpisy, skoro życie pisze inny scenariusz ? Jeśli pytasz o radę - to poleciłabym Tobie dostosować bloga do własnego trybu życia, wpleść pisanie w tygodniowy kalendarz obowiązków, a wtedy na pewno znajdziesz czas i nie będziesz zmęczona, a blog będzie również przyjemnością, a nie tylko obowiązkiem.
    Zastanów się, może wpis raz w tygodniu wystarczy, a może dwa razy ?
    Pozdrawiam serdecznie :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie taka forma pracy z blogiem będzie przyjemniejsza. Myślę o 2 postach w tygodniu, chciałabym jednak mieć jakąkolwiek jasność, że to co mnie tak bardzo interesuje i jest dla mnie ważne jest też jakąś wartością dla innych, a z tym jest problem, bo jak dziennie wchodzi 10 osób i nie ma żadnego odzewu, to skrzydła same się podcinają . Wierzę jednak, że wszystko będzie ok i w końcu jakoś rozporomuję mojego bloga 😀

      Usuń