Zakochana w rozwoju osobistym

Zakochana w rozwoju osobistym

środa, 16 grudnia 2015

Jak pokonać strach?

Szukam odpowiedzi na to pytanie, bo im bardziej jestem pewna, że robię dobrze, tym większy strach narasta we mnie i powoduje, że w mojej głowie powstaje pytanie: "Czy aby na pewno?" Skąd ten strach? To wiem  w 100%: z poprzednich doświadczeń! Wiem, wiem. Wszystkie doświadczenia pojawiają się na naszej drodze po to, by nas wzmocnić, by wyciągnąć z nich lekcję. W innym razie nie miałyby sensu. I ja to wszystko wiem, lekcje wyciągam, nawet z najbardziej bolesnych doświadczeń, ale...
Do "ale" wrócę za chwilę, teraz chcę napisać o najtrudniejszym doświadczeniu z jakim przyszło mi się zmierzyć. Mój syn. Urodził się ponad 13 lat temu, a od ok. 11 ma autyzm. To doświadczenie, które trwa i wciąż ewaluuje, bo mimo, że znamy się tak długo, to wciąż mierzę się z tym ciężkim zadaniem. Czasem mam wrażenie, że wyciąganie pozytywów to coś, co mnie trzyma na powierzchni. Sytuacja na gorąco: pisze ten tekst i w głowie mam całkiem coś innego, a syn staje jedną nogą na oparciu fotela, a drugą na brzegu okrągłego stolika. Jedno i drugie bardzo niestabilne. I tu syn ćwiczy moją siłę psychiczną, bo wiem, jak łatwo z tego spaść (miałam taką okazję wieszając nie tak dawno firanki). Jeżeli się odezwę i powiem cokolwiek na temat niebezpieczeństwa, zaraz będzie to najlepsza z możliwych zabaw, którą będę obdarowywana przez najbliższe dni. Najlepiej więc nie odezwać się w ogóle i zignorować. To wymaga nie lada siły i opanowania, bo z autyzmem nie jest lekko. Od dawna wiem o tzw. szóstym zmyśle. Nie musze nic mówić, nie muszę nic robić, a on wie, że mnie to denerwuje, dlatego w trakcie tych kilku minut akrobacje fotelowo-stolikowe się nasilają! Sprawdza mnie i moją wytrzymałość. Dobrze, że mam co robić, to może tym razem wyjdzie na poje :D
Ale jak to mówi moja koleżanka: "do brzegu!" Autyzm jako najtrudniejsze doświadczenie, które zarazem dało mi tak dużo! Jak przypomnę sobie siebie sprzed lat, to przepaść jest ogromna. Skromna, nieśmiała dziewczyna z byłych PGRów, nie mająca własnego zdania w żadnym temacie, której najważniejszym celem było wyjść za mąż i urodzić dzieci. Tak! Chciałam być kurą domową i to było moje największe marzenie! Dzisiaj: marzeń tak wiele, ze nie wiem które najważniejsze; jak mnie drzwiami wywalą, to oknem wejdę i załatwię co mam do załatwienia, a jak nie, to i prezydent mi nie straszny :) Rozwijam się, studiuję, marzę o własnej firmie. Ba! marzę o tym, by kiedyś być wielkim mówcą! Wiem, poleciałam teraz z tym marzeniem, ale dzisiaj wiem z całą pewnością, że od marzeń się zaczyna. Najpierw jest marzenie, a potem jego realizacja! Dowodów na to mam mnóstwo! Chociażby udział w "Życiu Bez Ograniczeń" o którym marzyłam i o które zawalczyłam!   Gdyby nie choroba syna to jestem przekonana, że nigdy nie wyszłabym z marzeń o kurze domowej! Snułabym nudne, nastawione na konsumpcjonizm życie. Może wyjeżdżalibyśmy 2x w roku na wakacje, bo przecież takie są standardy. Nasze życie jednak kręci się bardziej wokół terapii i zbierania na nie środków finansowych. Cóż... i tu pojawia się jeden z konfliktów wewnętrznych, z którymi się zmagam: czy to dobrze, że zaczęłam rozwijać się dzięki chorobie syna? Czy to dobrze, ze cieszę się z własnego rozwoju, skoro wynika od z choroby syna???? Ile w mojej głowie pojawia się takich pytań jak przychodzi kryzys... Jeszcze całkiem nie tak dawno wstydziłam się o tym mówić, teraz próbuję zmierzyć się z własnymi demonami, dlatego Wam o tym piszę.

Pojawiła się dla mnie fajna szansa na niezależność finansową. Do zarobienia dobre pieniądze, stały kontakt z ludźmi - coś, o czym marzę. I co się dzieje w mojej głowie? Pojawia się tak ogromny strach, że wręcz paraliżuje i sabotuje moje działania. Boję się nie tego, ze zaryzykuję, nie tego, ze nie wyjdzie, nie tego, że....    Boję się tego, że wszyscy ludzie, którzy we mnie nie wierzą znowu będą mieli satysfakcję. I jak na razie tego lęku nie umiem pokonać.

środa, 9 grudnia 2015

Siła podświadomości

W ostatnią sobotę dane mi było poczuć pozytywną stronę mojej podświadomości, a dokładnie to to, jak ważne jest pozytywne nastawienie do życia i tego co chcę w życiu osiągnąć. Kilka miesięcy temu dowiedziałam się o tym Panu: T.Harv Eker
Oczywiście szybko zakupiłam i przeczytałam książkę, częściowo wprowadzając ją w życie. Pisze częściowo, bo to trudny temat i wymaga dużego wysiłku :)
Dowiedziałam się też, że w Polsce są szkolenia UMYSŁ MILIONERA. Oczywiście chciałam na nim być, ale z oczywistych powodów nie mogłam. Fakt, w dzień kiedy się szkolenie zaczynało miałam mieć obronę na podyplomówce, ale wiadomo, kasa była decydująca :(
Marzyłam jednak o tym szkoleniu, bo widziałam u siebie całe mnóstwo niefajnych schematów na temat pieniędzy. Jednym z nich jest "pieniądze szczęścia nie dają". Nie dają? A marzenia o podróżowaniu? A marzenia o pomaganiu innym? A marzenia najbardziej bezpiecznym aucie dla mojej rodziny? A marzenia o najlepszej edukacji dla moich dzieci? A marzenia o zdrowym, ekologicznym odżywianiu? A w końcu marzenia o wielu możliwościach leczenia i terapii dla mojego syna?  Ile tych marzeń mogłabym jeszcze wymienić? Pewnie zaraz napisze ktoś, że to frazesy, jednak wiem, że mając dobrze poukładane w głowie pieniądze mogą spełniać marzenia, a tym samym uszczęśliwiać! Nie wszystko można kupić, wiem o tym, ale wiele można! Z jednej strony zdrowia się nie kupi, ale... może jednak w pewnych momentach i to zdrowie można kupić? Zrobić szybciej badania, spróbować leczenia, na które normalnie czeka się latami, a często się go zwyczajnie nie dożywa...
Można gdybać i gdybać, ale nie o tym ten post.

Wiedziałam już od jakiegoś czasu, że Łukasz Milewski organizuje duże szkolenie online. Czas sobie zarezerwowałam, uprzedziłam męża, że mimo, że to sobota to ja jestem niedostępna. Wiedziałam, że będą konkursy i będą nagrody. Wiedziałam, że wygram bilet na szkolenie UMYSŁ MILIONERA!!! Byłam o tym przekonana i żadna najmniejsza myśl nie zmąciła mojej pewności siebie! I otrzymałam! Rozdawano płyty, książki i bilety. Ja dostałam bilet! WOW!!! Takim oto sposobem w marcu spędzę cudowne chwile, które dostarczają głębokich procesów na szkoleniu!

Jedno mnie tylko zastanawia: jak to zrobić, zeby do wszystkich spraw podchodzić z taką pewnością, ze moaj podświadomość da mi wszystko, czego zapragnę?

poniedziałek, 7 grudnia 2015

Ciężkie początki....


...pisania bloga :) No cóż, miał mnie motywować, a wyszło jak zawsze. I jak tak sobie myślałam o tym "jak zawsze", to musiałam zadać sobie pytanie: czy chcę, żeby było jak zawsze? Czego oczekuję od samej siebie? Czego spodziewam się po samej sobie? Jak chciałabym, żeby wyglądała moja przyszłość? Co w przeszłości pomagało mi być bardziej obowiązkową? Ciężkie pytania, jak ktoś je zadaje,  a jak człowiek sam sobie je ma zadać? Kosmos! Zwlekałam z odpowiedziami i doszłam do wniosku, ze muszę to wszystko zapisać, żeby to wszystko uporządkować. Nie będę pisała swoich odpowiedzi, bo to ciężki kawałek autoterapii, ale warto czasem zmierzyć się z takimi pytaniami i samemu sobie szczerze odpowiedzieć. Polecam, daje to duży wgląd w siebie, pozwala na dostrzeżenie niefajnych schematów i daje możliwość naprawienia siebie :)

***

W ostatnią niedzielę wzięło mnie na słuchanie Grzegorza Turnaua



i taka mnie naszła refleksja słuchając jak śpiewał: "pamiętaj, na prawdę nie dzieje się nic i nie stanie się nic aż do końca". I tak sobie pomyślałam, że jak samemu nie zacznie się robić czegoś ze swoim życiem, to ten fragment może się stać przepowiednią naszego życia. Każdy z nas ma wybór! Trzeba tylko podjąć decyzję i zacząć działać!

Działajmy więc!!! 

Ja będę częściej pisać, a Was proszę  - czytajcie to i dajcie znać czy Wam się podoba!

poniedziałek, 19 października 2015

Zaległości...

Kiedy człowiek zaczyna pracować nad sobą, nagle zdaje sobie sprawę z dwóch podstawowych spraw:
  1. Jak dużo mam do zrobienia!
  2. Jak mało mam czasu!
O Z pierwszym punktem jest tak, że im dalej wchodzi się w swój "auto rozwój", tym więcej spraw się wyłania do przepracowania.  Są to jakieś etapy większej świadomości, które następują po sobie. Nie ma możliwości wejść na kolejny etap bez przepracowania wcześniejszych lekcji. Czasem czytam jakąś książkę albo zwyczajnie przychodzi mi jakaś myśl na miarę zapalającej się nagle żarówki i olśnienie: WOW!!! Jakie to proste, jakie genialne itp. Po jakimś czasie wracam do jakiejś książki, czy artykułu, który czytałam dawno temu i okazuje się, że to moje WOW było w tej książce. Dlaczego więc wtedy tego nie odkryłam? Dlaczego wtedy nie zrobiłam mojego WOW? 
Pewnie dlatego, że w tamtym momencie nie byłam na to gotowa. Lubię wracać co jakiś czas do książek, które już kiedyś czytałam, bo odkrywam w nich całkiem inne rzeczy, niż wcześniej. Może dlatego, że teraz jestem na innym poziomie, a może dlatego, że dzisiaj inaczej patrzę na świat. Za każdym razem jednak wyciągam z lektury coś innego, dlatego książka, która w jakikolwiek sposób mnie zafascynowała, wpisywana jest od razu na listę najważniejszych, wtedy wiem, że muszę kiedyś do niej wrócić. Czasem śmieję się  sama z siebie, bo czytając ponownie jakąś książkę zastanawiam się, co wtedy mnie w niej urzekło, bo teraz nie mogę tego znaleźć. Lubię, kiedy książka jest moja fizycznie, bo wtedy pozwalam sobie na robienie notatek na marginesie. Wrócenie do nich po miesiącach, czy latach jest czasem wzruszające, bo można zobaczyć jak długą drogę się pokonało od tego czasu.
Ale nie o tym miało dzisiaj być!
Zaległości, które pojawiły się w moim życiu wynikły z dużych rozbieżności pomiędzy tym, co musiałam zrobić, a tym, co chciałabym zrobić. Blog jest tym, co chcę robić dla siebie i tym samym powinna być moja praca magisterska, jednak wrzuciłam ją do worka pt. "MUSZĘ" i tak też do tego pochodziłam. A, że nie lubię, jak coś muszę, to strasznie się namęczyłam, żeby coś napisać, nie wspomnę już o fakcie, ze grubo po terminie. Siedząc tak 3 tygodnie nad książkami, zaniedbując przy tym inne ważne sprawy, doszłam do wniosku, że w sumie to bez sensu. Siedzę nad czymś, czego przecież chciałam, bo nikt mnie nie zmuszał, żeby iść na studia. Sama podjęłam decyzję, więc sama powinnam się wywiązać z zobowiązań, jakie na siebie wzięłam. Czyż pisanie pracy mgr nie powinno być przyjemnością? temat fajny, sama wybrałam, więc o co chodzi? Odpuściłam sobie na 2 dni pisanie, a zajęłam się swoją głową. Wypisałam wszystkie za i przeciw dotyczące tej sprawy i jedynym przeciw było: NIE CHCE MI SIĘ! No więc postanowiłam, że mi się chce! Tak! Tak też można! To odnośnie proaktywności! Podjęłam decyzję, że mi się chce, mało tego, moja praca nie będzie byle jaka, będzie to bardzo dobra praca mgr! No i napisałam 3 rozdziały z wielką przyjemnością i radością!  Wystarczyło podjąć decyzję czego chcę:
  1. Czy chcę, żeby pisanie pracy mgr było tylko przykrym obowiązkiem?
  2. Czy chcę, żeby pisanie pracy było kolejnym przyjemnym doświadczeniem w moim życiu?
Proste!

O organizacji czasu napisze w następnym poście.
A dzisiaj zachęcam Was do podzielenia się tym, jak Wy podchodzicie do wyzwań i codziennych zadań?

czwartek, 1 października 2015

C.d. rozważań...

Od jakiegoś czasu jak czytam jakąś książkę rozwojową, to w ręku mam ołówek, a "pod ręką" kolorowe, samoprzylepne karteczki. Notuje na nich myśli, cytaty, esencję tego co właśnie przeczytałam, a co wywarło na mnie wrażenie. W taki oto sposób mogę w łatwy sposób wrócić i przeczytać o tym, co mnie zainteresowało, a tym samym zasiać ziarno, które później kiełkuje i rośnie w postaci różnych lekcji. Wczoraj rozpoczęłam temat reaktywności i proaktywności, dzisiaj ciąg dalszy, bo pojawiły się nowe refleksje. Czy sama wiedza wystarczy? Moja odpowiedź brzmi: NIE! Co z tego, ze wczoraj pisałam, że chcę być proaktywna, jak dzisiaj o tym zapomniałam. Na szczęście na chwilkę tylko :) Nawet nie spostrzegłam się, kiedy w mojej głowie pojawiła się myśl, by dzisiaj sobie odpuścić i odpocząć. W końcu odpoczynek mi się należy, no nie? Szybko w mojej głowie pojawiło się 1000 argumentów, by nic nie robić. Nic, to znaczy: obiadu, buraczków, które czekały, by je zaprawić, codziennych obowiązków domowych, pisania pracy mgr, opracowania grafiku na październik. Zajrzałam jednak na blog, a tu niespodzianka: pierwszy komentarz od czytelniczki! I to był moment w którym podjęłam decyzję: BIORĘ SIĘ DO PRACY!  Zaprawiłam 1 część buraczków, ugotowałam barszcz ukraiński na obiad (tak, tak, buraczki rządzą! :D ), wstawiłam 2 część buraczków ( :D ), posprzątałam - i nawet zdążyłam na czas! Ale nie o tym chcę pisać, a o tym: "pomiędzy bodźcem a reakcją człowiek ma wolność wyboru" (Frankl). Tak, jak wczoraj postanowiłam być proaktywną, tak dzisiaj wybrałam swoje obowiązki, a odrzuciłam lenistwo. Mogę decydować co i jak na mnie wpływa i jeśli nawet wydaje mi się, że dzisiaj źle się czuję i wolę odpocząć, to warto się zastanowić, czy to złe samopoczucie jest tym, czego chcę, co steruje moim samopoczuciem, jakie bodźce na to wpłynęły. Może się przecież okazać, że to jakieś błahostki, które łatwo mogę odrzucić. Mogę podjąć decyzję, że czuję się świetnie i tak będzie, BO TYLKO JA O TYM DECYDUJĘ! Nikt i nic nie ma na to wpływu!

Podsumowując dzisiejszy dzień i post: 
  1. Blog piszę dla Was, by podzielić się z Wami moimi doświadczeniami, ale też po to, by motywował mnie do dalszego działania, do niepoddawania się i realizowania swoich celów krok po kroku. Jedna z zasad skutecznego wyznaczania i realizowania celów to: POWIEDZ O SWOICH PLANACH JAK NAJWIĘKSZEJ LICZBIE OSÓB! Po to, by dotrzymać danego słowa i mieć motywację, kiedy przyjdzie gorszy dzień. Tak dzisiaj zadziało się u mnie - jeden komentarz, a jaka motywacja! WIĘC KOMENTUJCIE I PISZCIE CO U WAS!!!
  2. Trzeba pilnować tego, co się dzieje w naszych głowach. Jakie myśli się pojawiają, co je wywołuje, jakie wymówki szykuje nam nasz umysł! Dzięki temu rozpoznasz schematy i łatwiej będzie je zmienić na proaktywne.
  3. A tu zdjęcie moich buraczków. Tak, na 2 śniadanie też były buraczki,a konkretnie carpaccio z buraka z rukolą i serem feta. Pychotka :)

środa, 30 września 2015

Reaktywność a proaktywność - co wybierasz?

Czytam sobie książkę 7 NAWYKÓW SKUTECZNEGO DZIAŁANIA Stephen'a R. Coveya. Jestem już znacznie dalej, niż fragment o którym chcę napisać, ale tak mną to wstrząsnęło, że od kilku dni nie mogę o tym zapomnieć, a że znam samą siebie, to wiem, że widocznie jest to dla mnie bardzo ważny temat. Temat do przepracowania. Zatrważa mnie jak bardzo byłam uwikłana w reaktywność. Kto choć trochę słyszał na temat reaktywności i proaktywności to wie, że reaktywność to uzależnianie swojego życia od czegoś. Covey pisze tak: "Z natury jesteśmy proaktywni, jeśli zatem nasze życie jest funkcją warunków i uwarunkowań, to dlatego, że przez świadomą lub nieświadomą decyzję lub jej brak wybraliśmy, aby te zjawiska nas kontrolowały. Wybór ten powoduje, że stajemy się reaktywni. Ludzie reaktywni często ulegają wpływom środowiska fizycznego." Jak często mówisz, że dzisiaj pogoda nie taka, zbliża się pełnia księżyca, więc jesteś poddenerwowany? U mnie właściwie każdy dzień był od takich rzeczy/spraw/sytuacji/okoliczności uzależniony. Nie było ważne, co zaplanowałam na następny dzień, jeśli rano wstałam z łóżka, a za oknem było szaro i ponuro, to automatycznie mój nastrój się zmieniał. Byłam w stanie odwołać spotkanie, przeleżeć przedpołudnie w łóżku, zmienić cały grafik, bo dzisiaj akurat pogoda nie taka, więc czuję się źle. Moje ciało oczywiście świetnie wpasowywało się w mój nastrój i myślę, że migreny były na zawołanie. W ostatni poniedziałek nieoczekiwanie dla mnie wylądowałam z moim synem w szpitalu na pilnym zabiegu. Byłam tym zaskoczona, więc gdybym pozwoliła sobie na reakcje wg starego schematu, czyli reaktywności, to jeszcze dzisiaj nie byłabym w stanie nic zrobić, nic napisać, bo moje samopoczucie byłoby straszne. Mniej więcej na granicy załamania nerwowego połączonego z użalaniem się nad swoim losem. Mogłam jednak wybrać opcję proaktywności i tak się stało. Efektem tego są normalnie zaliczone treningi dzisiaj i wczoraj (mimo, ze dopiero wczoraj ok. 14 byliśmy w domu), a historia ze szpitalem jest już historią. Moje samopoczucie, po tym jak odespałam nieprzespaną noc jest rewelacyjne. Czuję się dobrze, wypełniam swoje obowiązki, planuję grafik na październik. Wszystko dlatego, że jestem odpowiedzialna za swoje życie! Jestem odpowiedzialna za siebie! Jestem odpowiedzialna za to co czuję! Jestem odpowiedzialna za to kim jestem! Jestem odpowiedzialna za to, jakim jestem człowiekiem!Ta odpowiedzialność to możliwość wyboru, którą drogą idę i kim jestem. Wybieram proaktywność, bo zbyt długo różne sprawy rządziły moim życiem. Już jakiś czas temu przepracowałam lekcję, z której nauczyłam się, by przestać zwalać winę za wszystko co się dzieje w moim życiu na kogoś. Dzisiejsza lekcja to ciąg dalszy, tylko bardziej głęboki. To jakby olśnienie, taka zapalająca się nagle żarówka nad głową: wybieram bycie proaktywną! A Ty?

wtorek, 15 września 2015

Deklaracja

Dzisiaj chciałabym złożyć Wam pewną deklarację. O niej za chwilkę, najpierw napiszę, po co to robię. Publiczna deklaracja składana jest po to, by jak największa liczba osób dowiedziała się o tym, co zamierzasz zrobić. A to po co? A po to, żeby nie pozostawać ze swoim postanowieniem samemu, bo wiecie, jak przyjdzie gorszy okres, a takie zawsze się zdarzają, to do porządku przywoła Cię fakt, że za dużo osób wie o Twoim postanowieniu. A jak za dużo osób wie, to przecież się nie wycofasz, prawda? Zwłaszcza, że ta nielubiana przez Ciebie Anka o wszystkim wie i będzie miała niezły ubaw, że znowu Ci się nie udało :) Motywujące? Pewnie, że tak. W moim jednak mniemaniu musi być spełniony jeden ważny warunek: cel jak sobie stawiasz, musi być Twój. Twój oznacza, że chcesz zrobić to coś TYLKO DLA SIEBIE! Nie dla męża, kolegi, czy babci. Nie na złość komuś! 
Przykładem może być tzw. odchudzanie! Ileż to razy się za to brałam i nic nie wychodziło. Po latach doszłam do wniosku, że nie robiłam tego dla siebie, tylko dla innych, bo albo motywatorem był jakiś głupi komentarz osoby znajomej, a ja pod jego wpływem wpadałam w szał i stwierdzałam: "to ja ci teraz pokażę, wrrr...", albo chciałam być szczuplejsza dla męża...  Teraz wiem, że jeśli coś robię, to robię to dla siebie, a korzystają z tego tez inne osoby. Wyznaczając cel przemyśl go dokładnie, nie musisz określić go tu i teraz. Spisz na kartce swoje pomysły i odłóż na dzień, dwa. Przeczytaj ponownie,  może urodzą się nowe małe pomysły, które wzbogacą ten jeden. Podziel duży cel na małe. Kiedy wyznaczyłam sobie cel: zmieniam nawyki żywieniowe, dbam o swoje zdrowie, ważę xkg (tyle ile chciałabym ważyć po tym, jak cel zostanie osiągnięty. Nie było :odchudzam się".  Następnie podzieliłam moje cele na mniejsze: najpierw nauczyłam sie jeść 1 i 2 śniadanie. Drugi cel to ćwiczenia fizyczne. 3 cel: biegam 2 km dzinnie - 3x w tygodniu. Wszystko wprowadzałam stopniowo, ale daty wyznaczyłam na początku. Czasem trzeba coś zweryfikować, ale lepiej zrobić to, niż poddać się bez walki.  Cały czas jestem w trakcie realizacji moich małych celów, waga wskazuje 13kg mniej, a z rozmiaru 42 przeszłam na 38 :) Bo wszystko najpierw opisałam :)

Dzisiaj chcę złożyć deklarację, chociaż wiem, że mało Was tu jeszcze.

Deklaracja: MAM WYREMONTOWANĄ KUCHNIĘ NA BOŻE NARODZENIE 2015R. :)
P.S. Remont muszę zrobić w większości sama, z powodu braku środków :D

:) Kciuki mile widziane :)

czwartek, 10 września 2015

Książka która mnie natchnęła...

Kiedy ją przeczytałam pierwszy raz? Nie wiem.
Ile razy ją przeczytałam? Nie wiem.
Po co wciąż do niej sięgam? Bo mam wrażenie, że jest o mnie...

Brida Paulo Coelho

Jest w niej tyle cytatów które kocham, że gdybym miała wybrać jeden: nie jestem w stanie. Dzisiaj chcę Wam przytoczyć kilka z nich, które w pewnym momencie mojego rozwoju były dla mnie kamieniami milowymi:

1. "-Bóg stworzył Legion Swego Lewego Ramienia, żebyśmy stali się lepsi, żebyśmy wiedzieli co uczynić z naszą misją. (...) Ale pozostawił człowiekowi władzę nad jednoczeniem sił ciemności i powoływaniem własnych demonów."

Ten krótki cytat był jak objawienie: wyjaśnił wszystko, o czym wcześniej czytałam, o czym rozmawiałam, o czym słuchałam. Prawo Przyciągania! Niby wiedziałam o nim wszystko, a zarazem po przeczytaniu tego fragmentu jakby wstąpiło na mnie światło! Nie tylko to co dobre jest przez nas kreowane - to co ciemnie, demoniczne dostajemy na własne życzenie.

2. "Ciągle zaczynam i nigdy nie kończę - pomyślała z goryczą. Być może życie to w końcu pojmie i przestanie podsuwać mi okazje. A może, skoro tak łatwo się poddaję, wyczerpałam już wszystkie możliwości, nie postawiwszy nawet pierwszego kroku".

Ile razy ta myśl: "ciągle zaczynam i nigdy nie kończę" zalewała moją głowę i doprowadzała do migreny? Ile razy ta myśl powodowała regres w moim rozwoju? Ile razy......
Takich pytań mogę postawić wiele, ale po co? Z każdego doświadczenia naucz się wyciągać wnioski, czy lekcje. Spytaj samego siebie, czy aby cel, który postawiłeś/postawiłaś sobie nie był za trudny? A może w ogóle nie był realny? A może tak często zawodziłaś samą siebie, swoich bliskich, że sama nie wierzysz, że może być inaczej? Zacznij od małych kroków! Niech wyzwania będą małe - krótkie w czasie, a nagroda wielka! Nie żałuj sobie nagród! Zobaczysz, tak będzie łatwiej, a z czasem zaczniesz zwiększać wyzwania!

A teraz, na koniec najpiękniejszy cytat ze wszystkich przeczytanych przeze mnie książek: 

Całe życie Człowieka na ziemi sprowadza się do poszukiwania Drugiej Połowy. Wydaje się mu, że szuka mądrości, bogactwa, czy władzy, ale to nieprawda, bo wszystko co osiągnie okaże się puste, jeśli nie uda mu się odnaleźć swojej Drugiej Połowy. Z wyjątkiem pewnych istnień pochodzących od Aniołów - którym dla obcowania z Bogiem potrzebna jest samotność - pozostała część ludzkości osiąga jedność z Bogiem tylko wtedy, jeśli choć przez chwilę zdoła się połączyć ze swoją Drugą Połową.

<3 

Co się właściwie wydarzyło?

Ostatni weekend był dziwny. Zastanawiam się, jak inaczej mogłabym to nazwać, jednak "dziwny" to jedyne słowo, które przychodzi mi do głowy. W sobotnie popołudnie dostałam informację z prośbą o telefon. Z pewnym lękiem oddzwoniłam i zamurowało mnie: dostałam propozycję pracy! Wow! W przeciągu godziny odbieram 2 telefon i okazuje się, że rozmowę mam już umówioną w poniedziałek na 10! Jestem zszokowana, bo w sumie nie aplikowałam na żadne stanowisko. Doceniono moje wysiłki, gdzieś mnie zauważono :) Poziom adrenaliny mam wysoki! Całą niedzielę przygotowuję się do rozmowy, w nocy śpię niespokojnie, w poniedziałek rano jadę! Pan  z którym się spotykam wie o co mu chodzi, czego chce od życia i swoich pracowników. Praca wymarzona - dostaję ją!!! Umawiamy się, że za 2 dni przychodzę na 3-dniowy okres próbny, jeśli będę zadowolona to w piątek podpisuję umowę! Ile to lat marzyłam o tym, by w końcu móc pójść do pracy? Od 4 lat to mój priorytet! Dzwonię do męża, jesteśmy zachwyceni, że w końcu coś w naszym życiu się zmieni! Odwiedzam szkołę Filipa, by dograć wszystkie szczegóły. Do tej pory Filip miał zajęcia od 11. Obiecano mi, że będzie miał od rana, ale to taki mały szczegół. Co okazało się na miejscu? To, że nagle magia całej tej sytuacji pękła jak bańka. Syn nie może chodzić wcześniej, inne MAMY SIĘ NIE ZGADZAJĄ!!! Dobrze się domyślacie: musiałam zrezygnować z tej pracy tylko dlatego, że "inne mamy się nie zgadzają"!!!!  Przecież jak państwo wypłaca mi zasiłek na Filipa to jest to pełnia szczęścia, kto dostaje takie pieniądze za siedzenie w domu? O co mi w ogóle chodzi, na początku zarobię tyle samo. Warto mi? A co jak będą wolne dni, jak Filip się rozchoruje itp. Wszyscy pomyśleli za mnie, a ja głupia tylko o karierze zawodowej marzę, kosztem dziecka oczywiście.

Cóż! Dzisiaj mało rozwojowo, musiałam wylać z siebie trochę żółci. Dałam sobie 2 dni na smutki i tym wpisem kończę okres żałoby po pracy, którą prawie miałam. To, co pomogło mi tak szybko się z tym uporać to pewne ćwiczenie, które poznałam już dawno temu, a teraz przypomniałam sobie o nim na ostatnim szkoleniu. DEKLARACJE! To jakby afirmacje, które wyrażone się w czasie dokonanym! Kiedy zaczynałam pracować w ten sposób, to obklejałam ściany karteczkami, na których wypisywałam swoje afirmacje. Za każdym razem jak taka karteczka wpadała mi o oko, to czytałam ją. Oczywiście po cichu. Nigdy nie zmuszajcie się do czegoś, na co nie jesteście gotowi. Jeśli przez całe życie wmawiano Tobie, że jesteś głupia albo brzydka, to czytanie słów "jestem piękna" lub "jestem mądra" może spowodować pewien dyskomfort. Dlatego właśnie jestem zwolenniczką małych kroków w rozwoju, bo jak nie masz wsparcia w otoczeniu, nie masz z kim porozmawiać o pojawiających się emocjach, to Twoja podświadomość szybko doprowadzi do tego, że zarzucisz swój rozwój i wycofasz się do Twojej strefy komfortu. Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę, że rozwój jest możliwy tylko wtedy, kiedy tą strefę opuścisz!!!
Ale wracam do deklaracji: długo było tak, że tylko czytałam  i powtarzałam w myślach moje deklaracje. Dzisiaj całą listę mam w łazience, staję przed lustrem tak często jak tylko mogę  (a przecież nie pracuję, więc czas mam :D ), minimum 2 razy dziennie. Czytam moją listę na głos, trzymając przy tym rękę na sercu! O tym akurat usłyszałam od Kamili Rowińskiej, która skomentowała hymn USA i fakt, że Amerykanie trzymają w trakcie śpiewania hymnu rękę na sercu. Coś w tym jest! Lista jest coraz dłuższa, zaczynałam od 4 deklaracji, dzisiaj jest ich ponad 20! Każdego dnia pojawiają się pomysły na nowe albo na jakieś modyfikacje! Dzisiaj dopisałam nową, która zarazem jest moją lekcją z ostatnich dni: "mam najlepszą i najlepiej płatną pracę w branży pomagania, która świetnie wpasowuje się w moje uwarunkowania rodzinne". Wierzę, że nowa propozycja pojawi się szybko i w żaden sposób nie będzie to kosztem Filipa i reszty mojej rodziny!

Stwórz swoją listę deklaracji i wprowadź ją w życie! Podziel się ze mną swoimi doświadczeniami!

środa, 2 września 2015

Kobieta niezależna

W ostatnią sobotę miałam przyjemność wziąć udział w szkoleniu Kamili Rowińskiej "Kobieta Niezależna". Zdecydowałam się by wziąć w nim udział z kilku powodów: lubię słuchać Kamili na webinarach i youtubie, przeczytałam książkę i mnie przekonała, pracuję technikami coachingowymi, które proponuje Kamila już od jakiegoś czasu  :)  Pod choinkę w ubiegłym roku dostałam "Dzienniki Coachingowe" Kamili Rowińskiej i Kamili Kozioł. Od nich rozpoczęła się moja przemiana, dlatego śmiało mogę napisać, że te techniki działają! Jest w tym wszystkim tylko jeden mały szkopuł: trzeba się wziąć ostro do pracy, bo sama wiedza nie wystarczy! Wiedzę na temat rozwoju osobistego zbierałam przez ostatnich kilka lat, ale co z tego, jak nie miałam dosyć odwagi, żeby sprawdzić, czy to wszystko działa. Wiele ćwiczeń wzbudzało mój zachwyt kiedy o nich czytałam, jednak kiedy chciałam je zwyczajnie zrobić, to stawały się dla mnie murem nie do pokonania. Zamiast poprawić sobie nastrój i zacząć w końcu działać wpadałam w coraz większego doła. Koniec ubirgłego roku był o tyle paskudny, że zajadałam wszystkie smutki. Czara goryczy przelała się chwilę przed Świętami, kiedy kupiłam sobie super modną sukienkę, a okazało się, że wyglądam w niej... Od 6 stycznia rozpoczęłam systematyczną pracę nad sobą, ale to od czego zaczęłam, to zastanowienie się czego chcę, jaka ma być meta. Co tak naprawdę chcę osiągnąć, po co chcę to osiągnąć i jaki ma być efekt końcowy. Jak chcę się czuć, gdy już minę metę, co wtedy będę o sobie myślała, jak będę wyglądała, co inni zauważą. Odpowiedziałam sobie na te klika bardzo trudnych pytań. Do niektórych podchodziłam kilka razy, bo zwyczajnie były za trudne. Dopiero jak już byłam pewna czego i po co to chcę, kiedy obraz mnie samej za kilka miesięcy się wyklarował, to przeszłam do 3 części: ciężkiej pracy! Tak! To odkrycie też mnie zmroziło! Żeby były efekty, to trzeba włożyć w to pewien wysiłek. W zależności od podjętego wyzwania raz potrzebujemy do tego więcej sił, raz mniej, niemniej jednak bez wysiłku stoi się tylko w miejscu i marzy o efektach. :) Będąc na Życiu Bez Ograniczeń i słuchając wykładu Jakuba B. Bączka wyryło mi się w głowie jedno zdanie: "Marzenia się nie spełniają, marzenia się spełnia!". I pamiętam o tym w każdej minucie mojego życia :) Byłam chyba pierwszą osobą, która wstała, by bić brawo na stojąco! Z samym Bączkiem to miałam na początku mały problem, mianowicie: jest on młodszy ode mnie o 2 lata, wygląda, jakby był młodszy o 10 (a to mnie nieźle denerwowało). Schemat w mojej głowie mówił: "tylko starsi od ciebie mogą dzielić się z tobą swoimi doświadczeniami" i drugi: "im młodszy człowiek tym mniej wie o życiu". Takie tam prawdy przekazywane w społeczeństwie :) Miałam okazję słuchać kilka razy Bączka na yt i webinarach, ale mimo, że to co mówił mi się podobało, to zaraz w głowie słyszałam: "gówniarza będziesz słuchać, co on wie o życiu". Aż przyszła refleksja: "czyż nie warto uczyć się od tych, którzy osiągają sukces, niż dyskredytować ich z powodu wieku?" No właśnie! W końcu dochodzę do puenty i zarazem wyjaśnienia tytułu tego postu. Będą to 3 zdania i moje prywatne deklaracje:

1. Myśl na wielką skalę!
2. Otaczaj się ludźmi mądrzejszymi od siebie i ucz się od nich!
3. Zacznij działać!

To są moje lekcje, które wyciągnęłam po szkoleniu Kamili Rowińskiej! Moje prywatne, ale tak naprawdę wiele razy o nich czytałam! Te zdania padają z ust każdego coacha, mówcy motywującego, czy też trenera, jednak ja widocznie do tej pory nie byłam gotowa, by je usłyszeć :)






wtorek, 1 września 2015

Po co mi ten blog...

Blog założyłam z myślą o tym, by w jednym miejscu zebrać to, co mnie interesuje i pasjonuje. Głównie pasjonuje, bo nauka i rozwój to moja pasja. Wybierając studia pedagogiczne kierowałam się tym, żeby było blisko ( :D ), żebym mogła poznać ciekawych ludzi, wyjść z domu, a dopiero na końcu listy była potrzeba nauczenia się czegoś nowego. Wydawało mi się wtedy (właściwie byłam o tym przekonana :D ), że wiem wystarczająco dużo, muszę tylko jakiś papier do tej wiedzy dorobić! Kulam się ze śmiechu jak teraz to wspominam, bo teraz - 4 lata później mam w sobie pokorę. Piszę, że mam, a nie mam więcej niż wtedy, bo chyba wtedy nie wiedziałam co to jest. Przez 4 lata wiele się wydarzyło, były momenty, że zderzenie z rzeczywistością było zbyt bolesne i myślałam, że się nie podniosę. Za każdym razem jednak podnosiłam się znacznie silniejsza. Wszystkie doświadczenia, wszystkie sytuacje i zdarzenia, wszystkie znajomości, nawet te pozornie nic nie znaczące kształtują nas i powodują, że stajemy się lepszą wersją siebie. Jest jednak jeden warunek: trzeba wyciągnąć lekcję! Bez tego wciąż będziemy trafiać na ludzi, którzy chcą nas czegoś nauczyć. To nie zawsze jest przyjemne. Te sytuacje, spotykani ludzi. Spotykasz osoby, które notorycznie Cię wykorzystują? A może ludzi, którzy manipulują Tobą? Przykładów jest mnóstwo. Jeśli biernie pozwalasz na to, nie wyciągasz lekcji. Nie chodzi o to, by walczyć, pokazywać opór, czy nie wiem co jeszcze. Potrzebny jest wgląd, po co, z jakiego powodu nam się to przydarza. Dlaczego trafiamy na takie, a nie inne osoby, dlaczego wciąż spotykają nas podobne sytuacje? Zastanawialiście się kiedyś nad tym? Czy w ogóle mamy na to wpływ?
Napisze kiedyś co o tym myślę i jak to widzę :)


Na tym blogu będziecie mogli przeczytać o tematach z zakresu pedagogiki, psychologii i szeroko rozumianego rozwoju osobistego! Będę pisała o tym, co mnie interesuje i co jest moją pasją :) Będę zachęcała Was do podejmowania ze mną różnych wyzwań, które wzmacniają, a które uwielbiam :)

Zapraszam do lektury! I czekam na Wasze opinie!!!